← Wróć do listy artykułów

Onsen, czyli niebo na ziemi

Onsen, czyli niebo na ziemi

Często powtarzam znajomym Japończykom, że gdyby tylko w Polsce były gorące źródła, to nie jeździłabym tak często do Japonii. Może jest w tym trochę przesady, ale fakt, że każdy mój wyjazd wiąże się z planowaniem między innymi do którego onsenu (czyli gorących źródeł) wybiorę się tym razem.

Wydaje mi się, że przeciętnemu Polakowi słowo „gorące źródła” z niczym konkretnym się nie kojarzy (poza gorącą wodą, oczywiście). Japończykowi na słowo onsen zwykle staje przed oczami średniej wielkości budynek, jeśli nie zabytkowy, to często przynajmniej tradycyjny i drewniany.

Przy samym wejściu zdejmujemy buty i chowamy je do szafek, jak w japońskim domu. Następnie w automacie kupujemy bilety (ech, ten postęp technologiczny). Wejściówka, zależnie od tego, jak wyposażony jest onsen, czy jest stary, czy nowy, waha się od 300 do 800 jenów (10-30zł) bez limitu czasu.

Jeśli nie zaopatrzyliśmy się w rzeczy do kąpieli, zwykle na miejscu można zakupić podstawowe „wyposażenie” : mini ręczniczek, maszynkę do golenia itp. Szampon, odżywka i mydło zwykle są bezpłatne i ogólnodostępne już tam, gdzie będziemy się kąpać.

Jeśli jesteśmy parą albo w mieszanej grupie, tu następuje segregacja płciowa : panie wchodzą za różową lub czerwoną zasłonkę, panowie za granatową lub czarną. W przebieralni, zwykle wyłożonej przyjemnymi w dotyku matami tatami, chowamy ubrania do kolejnej szafki pamiętając, żeby uprzednio zaopatrzyć się w 100-jenowe monety do tychże właśnie szafek. Będzie głupio, jak zauważymy ich brak po rozebraniu się.

Do onsenu wchodzimy zupełnie nago – ręcznikiem możemy się owinąć ale trzeba go zostawić przed zanurzeniem się do wody. Pamiętam, jak pierwszy raz, jak jeszcze byłam w liceum, specjalnie wzięłam ze sobą kostium kąpielowy. W głowie mi się nie mieściło, że można „tak nago” 🙂 Kostiumu oczywiście nie założyłam, bo jest zabroniony.

Jeśli macie widoczny tatuaż, lepiej go czymś przykryjcie, bo mogą Was wyprosić. Ze względu na niemile widzianą w takich przybytkach yakuzę, onseny często zabraniają zbiorczo wszystkim wytatuowanym osobom wstępu. I nie, lepiej się nie pytajcie obsługi, czy jak macie tatuaż, to możecie wejść – dla zasady powiedzą Wam, że nie.

Rozebrawszy się wchodzimy do części kąpielowej, która dzieli się na dwie strefy – prysznicową i z basenami do zanurzenia się. W pierwszej myjemy się, w drugiej odmakamy i relaksujemy się.

Prysznice są zamontowane nisko, bo korzysta się z nich siedząc na plastikowych lub drewnianych krzesełkach. Zwykle ludzie zostawiają je pod prysznicem, ale jeśli ich tam nie ma, szukajcie przy wejściu. Często też można znaleźć na wyposażeniu duże miski – używa się z nich, gdy nie chcemy bez przerwy lać wody (np. goląc się).

Jeśli weszliście do onsenu ze znajomym Japończykiem, zauważycie pewnie, że umycie się zajmuje mu dwa razy więcej czasu, niż Wam. Taka ciekawa kwestia kulturowych różnic w podejściu do higieny 🙂 W części damskiej niektóre panie przynoszą plastikowe koszyczki całe wypełnione ich prywatnymi kosmetykami i rytuał ablucji potrafi trwać nawet pół godziny. Dużo Japończyków wykorzystuje do mycia ciała myjki lub specjalne szorstkie ściereczki, inaczej nie czują się czyści. Kobiety zawsze myją głowę i zmywają makijaż.

Po spłukaniu z siebie wszelkich nieczystości i detergentów jesteśmy gotowi na odmakanie. Jeśli nie będziecie już korzystali z prysznica, prywatne rzeczy należy zebrać i położyć na półce nad nim lub na półce przy wejściu, żeby nie wyglądało, że „zarezerwowaliście” sobie siedzenie (co jest zresztą nieoficjalnie zabronione, zwłaszcza w małych onsenach). Możecie tam też zostawić klucz do szafki.

Tak jak wspominałam, chodząc między basenami można się okryć ręcznikiem, ale gwarantuję Wam, że będziecie się jeszcze bardziej rzucali w oczy. Ciekawe, ale wydaje mi się, że w onsenie Japończycy mniej się „gapią” na cudzoziemców, choć bądźcie gotowi na to, że ktoś Was może towarzysko zagadnąć. W języku japońskim jest słowo hadaka no tsukiai, czyli „nagie relacje”. Będąc nagim i relaksując się w onsenie, Japończyk odrzuca swoją społeczną maskę, chętniej wdaje się w konwersacje z nieznajomymi i generalnie jest bardziej otwarty.

Zależnie od wielkości przybytku, który odwiedziliście, basenów może być kilka, przy czym mówiąc „basen” mam na myśli zbiornik z wodą sięgającą co najwyżej połowy uda. Jeśli onsen jest mały, basen może być tylko jeden, trochę większe mają przynajmniej dwa – ten z wodą z gorących źródeł (zwykle rozcieńczoną, bo inaczej byśmy się ugotowali) i mizu buro, czyli basen z zimną wodą (około 10-15 stopni).

Zdaję sobie sprawę, że po gorącej kąpieli wskoczenie do lodowatej wody może się wydawać mało zachęcające, jednak warto spróbować polecanej w japońskiej medycynie niekonwencjonalnej kąpieli naprzemiennej. Po 10. razie gwarantuję, że wchodząc do zimnej wody, nie poczujecie jej temperatury 🙂 Podobno to bardzo hartuje + chroni przed noboseru, czyli zawrotami głowy wynikającymi ze zbyt długiego przesiadywania w gorącej wodzie (naprawdę trzeba uważać!).

Większe onseny mają po 4-5 basenów: a to z masażem wodnym, a to z prądem (poważnie!), a to w kształcie łóżek, z cieplejszą lub chłodniejszą wodą. Najprzyjemniejsze są rotemburo, czyli baseny na zewnątrz. Polecam zwłaszcza, gdy na dworze jest zimno i można się rozkoszować świeżym, chłodnym powietrzem, jednocześnie grzejąc się w źródlanej wodzie.

Po wyjściu z basenów, na koniec, warto opłukać się prysznicem (czasami przy wejściu jest specjalny zbiorniczek z wodą do spłukania) – woda onsenowa zawiera różne związki (żelazo, siarka), które pozostając na skórze po wyschnięciu mogą ją podrażnić.

Jeśli po przebraniu się będziemy chcieli wysuszyć włosy, suszarki zwykle są, tylko że często na monety (zależnie od onsenu, zwykle 10 jenowe). Z jakiegoś powodu tradycją w Japonii stało się picie schłodzonego mleka po wyjściu z onsenu – automaty z mlekiem często można spotkać nawet w samej przebieralni. Często też ustawione są krzesła masujące oraz wagi (choć nie wiem, czy warto psuć sobie humor;)

Większe onseny mają stołówki, gdzie można się posilić i poczekać na resztę towarzystwa – tylko pamiętajcie, żeby się umówić na konkretną godzinę 🙂

Na koniec jeszcze wzmianka czym się różni onsen od sento, czyli łaźni publicznej – odpowiedź brzmi wodą. W onsenie kąpiecie się w wodzie źródlanej, a w sento w zwykłej wodzie wodociągowej. Jak komuś zależy tylko na umyciu się, to drobiazg, natomiast chyba zawsze przyjemniej jest pomyśleć, że kąpiąc się, robimy jeszcze coś dla zdrowia.

Skontaktuj się z nami

zapisy@wsjj.pl - zapisy/zapytania o kursy
kontakt@wsjj.pl - cała reszta :)
690 096 058 - centrala

dzwoń od poniedziałku do piątku w godz. 9-14

Honorujemy Kartę Warszawianki i Warszawiaka

Wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Warszawską Szkołę Języka Japońskiego moich danych osobowych w postaci imienia i nazwiska, adresu poczty elektronicznej oraz numeru telefonu, w celu przesyłania mi informacji marketingowych dotyczących produktów i usług oferowanych przez Warszawską Szkołę Języka Japońskiego, za pomocą środków komunikacji elektronicznej oraz telefonicznie, stosownie do treści przepisu art. 10 ust. 1 i 2 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. czytaj więcej