Zasada sa-shi-su-se-so, czyli czego dowiedziałam się z japońskiego czasopisma.
Gdy kilka dni temu miałam przed sobą mniej więcej trzy godziny czekania, pomiędzy dwiema rzeczami, jakie miałam zaplanowane na ten dzień i ostatecznie nie miałam wtedy, co ze sobą zrobić, postanowiłam, że fajnie byłoby sobie coś poczytać. Udałam się więc do naszego uczelnianego sklepu i skierowałam się do półki z magazynami. Ponieważ na japońskich czasopismach totalnie się nie znam (na niejapońskich zresztą też), a nie byłam też nastawiona na żadną konkretną tematykę, to tym razem pozwoliłam sobie na przysłowiową ocenę po okładce, nie siląc się na choćby wcześniejsze przekartkowanie swojego zakupu.
Gdy już na spokojnie usiadłam do lektury, na początku myślałam, że to typowy magazyn modowy dla młodych dziewczyn, z propozycjami stylizacji, czy poradami dotyczącymi makijażu – szybko się jednak okazało, że to nie były jedyne porady, jakie ten magazyn oferował. W pewnym momencie dotarłam bowiem do stron z cyklu „Jak być popularną?”. Jedna z tych stron wywołała we mnie takie emocje, że czułam potrzebę potwierdzenia u swoich japońskich koleżanek, czy jej treść została w pełni wymyślona przez autorów tego magazynu, czy może hasło, które zostało tam opisane, jest niektórym Japonkom ogólnie znane – szybko okazało się, że to ta druga opcja była słuszna. Mowa tu mianowicie o tzw. „さ し す せ そ (sa, shi, su, se so) każdej popularnej dziewczyny”.
Każdy z wyżej wymienionych znaków hiragany ma odpowiadać innym słowom lub wyrażeniom, których należy używać, jeżeli szybko i sprawnie chce się zdobyć serce swojego rozmówcy – były to kolejno 「さすが!」(„Sasuga!”),「 しらなかった!」(„Shiranakatta!”),「 すごい!」(„Sugoi!”),「 センスがいいね!」(„Sensu ga ii ne!”) i「そうなんだ!」(„Sou nanda!”), czyli w wolnym tłumaczeniu odpowiednio – „Można się było tego po tobie spodziewać!”, „Nie wiedziałam!”, „Niesamowite!”, „Masz super styl” i „Oh, rozumiem”.
Oczywiście kluczem do sukcesu ma być operowanie tymi zwrotami z dobrym wyczuciem czasu – i tak, na przykład: ze zwrotów „Sasuga!”, „Sugoi!”, czy „Sensu ga ii!” powinno się korzystać, jak tylko nadarzy się okazja, by pochwalić naszego rozmówcę. Jeżeli natrafi się dobry moment, warto ponoć okazać zdziwienie i podziw wobec wiedzy naszego rozmówcy zwrotem „Shiranakatta”. Ze zwrotu „Sou nanda!” należy natomiast korzystać, by wyrazić zainteresowanie, zrozumienie lub współczucie, gdy nasz rozmówca opowiada nam jakąś poważną, bądź ważną dla niego historię.
Czemu aż tak bardzo się tym zaaferowałam? Nie zrozumcie mnie źle, same, wyżej wymienione, zwroty jako takie – są całkowicie w porządku. Nie ma w końcu nic złego w chwaleniu kogoś, czy w okazywaniu współczucia. Szkopuł w tym, że sposób, w jaki opisywana jest cała zasada „Sa, shi, su, se, so”, dosyć otwarcie sugeruje, że należy podczas jej stosowania odłożyć nasze prawdziwe opinie na bok – wcale nie musi się nam coś podobać, żeby to pochwalić, czy też nie musimy się przyznawać do naszej wiedzy, dotyczącej niektórych tematów, jeżeli tylko będzie to oznaczać, że zarobimy sobie tym samym u naszego rozmówcy dodatkowe punkty.
Z jednej strony wydało mi się to wszystko na swój sposób wyrachowane, a z drugiej zadziwił mnie sam fakt powstania i promowania takiej zasady – bo skoro do tej pory się o niej mówi, to znaczy, że ktoś z niej korzysta, a skoro do tej pory ktoś z niej korzysta, to, najprawdopodobniej, musi ona, przynajmniej w niektórych przypadkach, działać! Zwróćcie uwagę, że cała idea tej zasady opiera się na mówieniu rozmówcy tego, co prawdopodobnie chce usłyszeć – nie ma w niej nawet słowa zachęty, żeby w pewnym momencie skupić się chociaż na chwilę na sobie i na swoim zdaniu.
Czytając o tym wszystkim, uzmysłowiłam sobie, jak niesamowicie mocno musi być zakorzeniona w świadomości niektórych Japonek i Japończyków reguła oddzielania honne, czyli swoich prawdziwych uczuć, od tatemae, czyli tego, co w danym momencie wypada powiedzieć (możecie o tej zasadzie przeczytać w jednym z poprzednich wpisów!). W tym konkretnym, opisanym tu przeze mnie, przypadku, moim zdaniem na szczęście, dotyczy to tylko niektórych z nich – po prostu bardziej wartościowe wydają mi się szczere komentarze, od pustych komplementów, jeśli chcemy z kimś zbudować bliską relację, nieważne czy romantyczną, czy przyjacielską i cieszę się, że w Japonii również jest mnóstwo osób, które podzielają to zdanie. A co Wy o tym wszystkim sądzicie?