Chindōgu – czyli po co mi masło w sztyfcie?
Japonia słynie ze swojej innowacyjności – co chwilę można usłyszeć w wiadomościach o japońskich naukowcach, wynajdujących nowe metody leczenia różnych chorób, czy odkrywających co raz to kolejne tajemnice Wszechświata. Jednak, obok niesamowitych odkryć i wynalazków ratujących życie, na wyróżnienie zasługuje jeszcze inne japońskie osiągnięcie – mianowicie talent do tworzenia produktów (prawie) absolutnie bezużytecznych!
Chindōgu (珍道具) to termin wymyślony przez Kawakami Kenjiego i w najprostszym tłumaczeniu oznacza on „dziwne narzędzia”. Są to przedmioty, które mają sprawiać wrażenie użytecznych w usprawnianiu różnych codziennych czynności, lecz w rzeczywistości użyteczne nie są. Poprzez tworzenie tego typu „wynalazków” Kawakami chciał ośmieszyć uzależnione od konsumpcjonizmu i wymyślnych gadżetów społeczeństwo. Jego pomysł spotkał się z tak dużym poparciem, że doprowadziło to do stworzenia Międzynarodowego Towarzystwa Chindōgu, które zrzesza autorów dziwnych narzędzi z całego świata.
Żeby dany wynalazek mógł być zaliczony do chindōgu musi on jednak spełnić kilka warunków. Oprócz tego, że ma jedynie sprawiać wrażenie użytecznego, a nie być taki w rzeczywistości (choćby ze względu na to, że ludzie wstydziliby się go używać), musi również działać, mieć charakter codzienny i przełamywać konwenanse. Nie powinien mieć żadnego związku z polityką, religią, czy tematami tabu. Nie powinien też być śmieszny (osobiście uważam, że spełnienie tego warunku niekoniecznie twórcom wychodzi ;)). Ponadto – obowiązuje zakaz jego opatentowania i sprzedaży.
Do najbardziej znanych produktów chindōgu należą: masło w sztyfcie, pałeczki z przyczepionym do nich wiatraczkiem, którego zadaniem jest ochłodzenie jedzonego przez nas makaronu oraz krawato-parasol. Moim absolutnym numerem jeden jest ochraniacz na twarz, osłaniający włosy przed zachlapaniem bulionem podczas jedzenia ramenu. Wyglądem przypomina mi on trochę karbowaną deskę klozetową lub wielkie usta zrobione z płetw – no ale, jako posiadaczka długich włosów, doceniam pomysł, pomimo tego, jakże gustownego, designu ;).
Wymowną ciekawostką może być fakt, że w książce opublikowanej w 1995 roku, w której Kawakami opisał część swoich chindōgu, znajdziemy informację o tzw. „self-portrait camera stick”, czyli o dzisiejszym selfie-sticku ;).
A Wy co sądzicie o tego rodzaju wynalazkach? Myślicie, że faktycznie stanowią one udaną parodię? Czy jednak uważacie produkowanie takich rzeczy za zupełną stratę czasu? A może to wszystko pozory i w rzeczywistości mamy tu do czynienia z niedocenionymi owocami czystego geniuszu i sztuki? 😉