Czy do Japonii zawitała już zima?
Teoretycznie to padający śnieg jest jednym z najbardziej charakterystycznych elementów zimy, ale w Tokio trochę ciężko liczyć na białą, śnieżną zimę, skoro „minusowe” temperatury, to tu rzadkość. Co więc w Tokio pełni funkcję dowodu nadejścia ostatniej pory roku? Poza oczywistymi, obecnymi wszędzie od 1 listopada , dekoracjami świątecznymi, jest takich „sygnałów nadejścia zimy”, co najmniej kilka.
Pierwszym i chyba moim ulubionym, są gorące napoje w automatach. Nie ma nic lepszego od butelki cieplutkiej herbatki mlecznej na dobre rozpoczęcie dnia lub puszki gorącego kakao na dobre jego zakończenie. W supermarketach i conbini również znajdziemy specjalnie podgrzewane półki z napojami, a ponieważ i conbini, i automatów jest tu mnóstwo, to praktycznie gdziekolwiek byśmy nie byli, możemy sobie taki ciepły napój kupić. Osobiście uznaję to za jeden z największych sukcesów technologicznych naszych czasów. Temperatury w Japonii nie spadają może nie wiadomo, jak nisko, ale przy często hulającym tu wietrze i potężnej wilgoci, wcale nie tak trudno tu zmarznąć. Dlatego możliwość łatwego dostępu do czegoś na rozgrzanie, jest naprawdę super opcją.
Drugą cechą szczególną zimy w Tokio, są ubrania heattech z Uniqlo. To drugi japoński cud technologiczny. Jeżeli należycie to typu ludzi, którzy nie lubią zakładać na siebie pięciu warstw ubrań, żeby w końcu nie było im zimno, ale z drugiej strony chodzenie na zmianę w trzech ultra grubych, wełnianych swetrach przez trzy miesiące też Wam się nie uśmiecha, to ubrania heattech, to coś dla Was. Są ultra cieniutkie, więc mogą przejść niezauważenie pod naszymi normalnymi ubraniami, ale jednocześnie super dobrze chronią przed utratą ciepła. Co więcej zapobiegają pojawianiu się nieprzyjemnego zapachu potu. Można więc je potraktować, jako dodatkową warstwę bielizny i nałożyć na wierzch, co nam się żywnie podoba, bez strachu, że zamarzniemy lub będziemy wyglądać dziwacznie. Nie mogę się doczekać, kiedy wypróbuję swoje ubrania heattech na naszej polskiej zimie ;).
Trzecim znakiem szczególnym są sezonowe serie słodyczy. Pamiętam, że na samym początku mojego pobytu w Tokio byłam bardzo zdziwiona, że nigdzie nie mogę znaleźć moich ulubionych czekoladek o wdzięcznej nazwie Melty kiss. Wydawało mi się, że są one dosyć popularne, więc ich brak był dla mnie smutnym zaskoczeniem.
Niedawno dowiedziałam się jednak, że Japonia nie tylko ma bardzo bogatą gamę sezonowych smaków różnych słodyczy, ale również sezonowe serie słodyczy same w sobie! Moje Melty kissy, to właśnie takie zimowe czekoladki. Jak ich cały rok nigdzie nie było, tak teraz są totalnie wszędzie. Osobiście nie wiem, co w nich takiego zimowego, poza śnieżynkami na opakowaniu, ale okej. Może chodzi o to, że są takie delikatne i łatwo się rozpuszczają, jak świeży śnieg? Biorąc pod uwagę, jak bardzo Japończycy uwielbiają takie malutkie szczególiki i smaczki, to całkiem prawdopodobna opcja.
Poza moimi ulubionymi czekoladkami, mnóstwo wszędzie wszystkiego o smaku truskawek i kakao. Podczas gdy naszymi „zimowymi” owocami są mandarynki, w Japonii z zimą kojarzy się właśnie truskawka. Jak pewnie wiecie, nawet na święta je się tu ciasto z truskawkami. Kakao też wszędzie pełno, ale to pewnie po prostu dlatego, że jest super pyszne i że super rozgrzewa ;).
A Wam z czym kojarzy się japońska zima? Podzielcie się spostrzeżeniami w komentarzach! 🙂