Hikikomori – kiedy presja nie ma sensu
Jesień już całkowicie się u nas rozgościła, za oknem szaro i ponuro – no aż by się chciało zamknąć w pokoju z gorącą herbatką, dobrą książką i odciąć na chwilę od reszty świata! No ale właśnie – co innego chcieć odciąć się na chwilę, a co innego na zawsze. Niestety w Japonii jest wiele osób, które ostatecznie zdecydowały się na tą drugą opcję – nazywa się je hikikomori (引き篭もり).
Termin hikikomori pochodzi od czasownika hikikomoru, który można przetłumaczyć na „zaszywać się wewnątrz (domu)” – hikikomori to więc osoba, która decyduje się na „zaszycie” w swoich czterech ścianach. Słowo hikikomori służy również do określenia samego tego zjawiska, które zostało uznane za chorobę społeczną. Mowa o niepokojąco licznej grupie przeważnie młodych ludzi (głównie nastoletnich i dwudziestokilkuletnich mężczyzn), którzy izolują się we własnych pokojach na długie miesiące (od 6. miesięcy w górę), a nawet lata, ograniczając wychodzenie z domu do absolutnie koniecznego minimum.
Do tego „absolutnie koniecznego minimum” zwykle nie zaliczają oni ani szkoły, ani pracy, dlatego też często dorzuca się ich również do grona tzw. NEETów (ang. not in employment, education or training).
„Typowy hikikomori” spędza zwykle całe dnie grając w gry, oglądając anime, czy surfując po internecie. Powodem tego nie jest jednak skrajne lenistwo (co zdarza się w przypadku NEETów), lecz swego rodzaju fobia społeczna. Hikikomori nie chcą mieć nic wspólnego z „zewnętrznym światem”, bo się go po prostu boją.
Dlaczego? Do głównych przyczyn należy ijime, o którym wspomniałam w jednym z poprzednich wpisów – ofiary znęcania się chcą w ten sposób uciec od swoich oprawców. Innym powodem jest również olbrzymia presja społeczna – zgodnie z japońskim przysłowiem „wystający gwóźdź należy wbić”, jeżeli ktoś odróżnia się od grupy, należy go z powrotem do tej grupy upodobnić. W związku z tym, osoby, które nie są w stanie się dopasować, często decydują się na życie w odosobnieniu.
Wielu przytłacza również niesamowite tempo życia – czy to w szkole, czy to w pracy Japończycy muszą się często mierzyć z ogromem wyzwań, przeważnie rezygnując tym samym z własnych potrzeb na rzecz obowiązków. Niewywiązanie się z danego zadania nierzadko wiąże się dla Japończyków nie tyle z koniecznością poniesienia grożących konsekwencji, ile z ogromnym uczuciem wstydu, którego chcą uniknąć za wszelką cenę – no i niektórzy z nich doszli niestety do wniosku, że jedynym na to sposobem jest odcięcie się od świata, aby nie przynieść mu przypadkiem rozczarowania.
Choć z polskiego punktu widzenia jest to dość „dziwaczne” i abstrakcyjne myślenie, to jest ono typowe dla japońskiego społeczeństwa, którego kulturę określa się „kulturą wstydu”, w przeciwieństwie do „kultury winy” społeczeństw zachodnich. Główna różnica polega na tym, że w takich krajach, jak np. Polska, bardziej liczy się, czy ja się czuję winna, że coś zrobiłam źle. Mniej mnie obchodzi, co myślą o tym inni.
W Japonii zaś jest odwrotnie – mniej się liczy, co ja czuję, bardziej zaś, co myśli o mnie społeczeństwo (oczywiście mówimy tu w pewnym uproszczeniu). Dlatego dla niektórych poczucie, że społeczeństwo nimi gardzi, że kogoś zawiedli, że nie spełniają roli społecznej, która jest im powierzona, jest po prostu nie do zniesienia, a izolacja zaś jedynym sposobem ucieczki od tego uczucia.
Analogicznych powodów można by wypisać jeszcze bardzo dużo. Co istotne – społeczeństwo japońskie (i nie tylko – społeczeństwa innych państw również) przykłada coraz większą uwagę do tego problemu. O zjawisku hikikomori można obecnie znaleźć wiele różnych artykułów, a nawet mang i anime – do jednych z najpopularniejszych serii zaliczyć można „NHK ni yōkoso!” (「N・H・Kにようこそ」).
Problem często poruszają również liczni psycholodzy i psychiatrzy. Wszystkim zainteresowanym polecam zapoznanie się z jednym z dostępnych w sieci reportaży, dotyczących hikikomori, aby móc lepiej zrozumieć istotę tego zjawiska.