← Wróć do listy artykułów

Jak to jest na tej japonistyce?

Jak to jest na tej japonistyce?

Dzisiejszy post to drugi już gościnny post Agaty Krukowskiej – naszej uczennicy i jednocześnie studentki 2. roku japonistyki.

Czy moje wyobrażenia o japonistyce rozminęły się z rzeczywistością? Tak. Czy żałuję, że zdecydowałam się na te studia? Absolutnie nie.  Jestem pewna, że gdybym miała jeszcze raz wybierać kierunek studiów, to bez wahania ponownie poszłabym na japonistykę, nawet znając już wszystkie jej wady – bo jednak uważam, że zalet jest więcej.

Jednym z największych plusów japonistyki, moim zdaniem, jest panująca tu swego rodzaju rodzinna atmosfera. Tworzymy taką małą, zgraną grupkę – mamy własne koło naukowe i obozy integracyjne, na których można poznać chętnych do dzielenia się przydatnymi informacjami senpaiów ;). To właśnie oni wyjaśnili mi, że nazwa „laboratorium”, którą znalazłam w naszym planie oznacza zajęcia „ze słuchu” i że „konwersacje wideo”, wcale nie polegają na rozmowach przez Skype’a z jakimiś Japończykami, jak to sobie myślałam, lecz na oglądaniu krótkich filmików i przyswajaniu występujących w nich słówek i konstrukcji gramatycznych. Dzielili się z nami również swoimi zdaniami na temat wykładowców czy zajęć – większość z nich zgodnie ostrzegała nas przed „pismem”, czyli zajęciami z kanji.

Sama jednak wyrobiłam sobie z czasem zupełnie inne opinie w większości przypadków. Pismo należało do moich ulubionych przedmiotów, pomimo dosyć intensywnego tempa nauki – każdego tygodnia uczyliśmy się średnio 30 nowych znaków, a po każdej partii czekało nas kolokwium. Oczywiście u różnych prowadzących dane zajęcia wyglądają inaczej, ale materiał, który trzeba przyswoić pozostaje ten sam.
Osobiście uważam, że takie tempo nauki może okazać się momentami przytłaczające dla osób, które nigdy przedtem nie miały styczności z japońskim. Mnie kanji nie przerażały, bo uczyłam się ich już dwa lata i zdążyłam je nawet polubić, znam jednak osoby, które rzuciły studia już po pierwszych kolokwiach, które obejmowały głównie znaki na liczby czy dni tygodnia.

Wcześniejsza nauka japońskiego miała jednak też swego rodzaju „wady” – przez to, że miałam porównanie do sposobu prowadzenia zajęć w naszej szkole, niektóre rzeczy mnie tu irytowały. Nie spodobał mi się na przykład swoisty podział na „zajęcia z mówienia”, „zajęcia ze słuchania” i „zajęcia z pisania”. Nie rozumiałam, dlaczego nie moglibyśmy ćwiczyć wszystkich tych umiejętności równolegle na jednych zajęciach, a uzyskanego w ten sposób czasu poświęcić przedmiotom kulturowym, które, moim zdaniem, zostały potraktowane nieco po macoszemu, jeśli chodzi o liczbę przeznaczonych na nie godzin.

Pomimo tego, że mieliśmy naprawdę dobrych wykładowców, musieli oni przez to prowadzić swoje zajęcia na zasadzie „tak na szybko”. Taki, a nie inny program nauczania jest jednak bardzo korzystny dla osób, które nigdy wcześniej nie uczyły się japońskiego. W końcu o kulturze czy historii zawsze można poczytać sobie samemu, ale samodzielna nauka języka nie jest już taka prosta. A dzięki sporej ilości zajęć językowych podstawy są tu przekazywane naprawdę solidnie.

Wadą tego systemu jest, wg mnie, zbyt mały nacisk na praktyczne użycie języka. Wałkujemy konstrukcje gramatyczne w teorii, dostajemy materiały z mnóstwem przykładów ich wykorzystywania, ale mówienie ogranicza się głównie do tłumaczenia pojedynczych, przypadkowych zdań, rzadko kiedy do dialogu. W związku z tym ważne jest, by szukać okazji do rozmowy po japońsku na własną rękę – sama  zaprzyjaźniłam się w tym roku z kilkoma Japonkami.

Inną kwestią, która prawdopodobnie może Was zainteresować, są możliwości wyjazdu do Japonii. Kiedyś usłyszałam od jednej ze studentek, że są one praktycznie żadne. Nie dostałam jednak uzasadnienia tej opinii. Teraz wiem, że nie dostałam go, bo tak naprawdę go nie ma. Stypendia do Japonii są, jest ich nawet kilka – różnią się między sobą długością, miejscem wyjazdu, czy ilością otrzymywanych środków finansowych. Co roku dostaje się na nie co najmniej kilka osób.

Stanowisko mojej rozmówczyni mogło być powodowane tym, że na każde z tych stypendiów trzeba sobie jednak trochę zapracować, czy to wysoką średnią, czy to dobrze napisanym specjalnym egzaminem. Poza tym, o ile dobrze mi wiadomo, większość z nich jest dostępna dopiero od trzeciego roku studiów. Wyjazd do Japonii absolutnie nie jest tu jednak czymś niemożliwym – wystarczy odrobina systematycznej pracy i można zasponsorować sobie podróż życia ;).

Czy polecam studiowanie japonistyki? Tak, ale nie wszystkim. Jeśli ktoś w ogóle nie interesuje się Japonią, a chce po prostu nauczyć się japońskiego, bo to taki opłacalny język i w ogóle, niech lepiej pójdzie na jakieś prywatne lekcje, nie na japonistykę. Z doświadczenia wiem, że gdy coś w ogóle cię nie ciekawi, o wiele łatwiej się do tego zniechęcić. Nie polecam też japonistyki nikomu, kto nie jest przyzwyczajony lub przynajmniej gotowy na dużo samodzielnej pracy. Z kolei wszystkich pasjonatów, których nie przeraża wypchany plan zajęć, częste kolokwia i wizja konieczności przyswojenia ponad dwóch tysięcy znaków kanji w ciągu trzech lat, serdecznie zapraszam w nasze skromne progi!

Agata

A w przyszłym tygodniu będzie mój post (czyli Moniki) o tym, co dały mi studia japonistyczne – czyli japonistyka z perspektywy…ekhm…10 lat po jej ukończeniu.

Skontaktuj się z nami

zapisy@wsjj.pl - zapisy/zapytania o kursy
kontakt@wsjj.pl - cała reszta :)
690 096 058 - centrala

dzwoń od poniedziałku do piątku w godz. 9-14