Japończyku, zaprzyjaźnij się ze mną!
Kiedy przyjechałam do Japonii, po raz pierwszy zaczęłam mieszkać całkiem sama. Na początku przywitałam tę zmianę pełna ekscytacji, na zasadzie „Hurra, niezależność!” i tak dalej. Jak można się jednak było tego spodziewać, szybko zaczęła mi doskwierać samotność – byłam w końcu przyzwyczajona do faktu, że praktycznie zawsze mam obok kogoś, do kogo mogę się odezwać.
Spotykanie ludzi podczas zajęć na uczelni było dla mnie niewystarczające – w pewnym momencie, poczułam bardzo silną potrzebę zrekompensowania sobie całego czasu spędzanego w pojedynkę w mieszkaniu, poprzez jak najczęstsze spotykanie się z przyjaciółmi. Na początku nawet znajomych, a co dopiero przyjaciół, nie miałam jednak zbyt wielu – musiałam więc sobie jakichś znaleźć. Udało mi się. Czy było łatwo? Nie powiem, w niektórych przypadkach zajęło mi to trochę czasu. Miało na to wpływ kilka czynników.
Pierwszym z nich był poziom zabiegania moich nowych japońskich znajomych. Większość z nich prosto po zajęciach pędziła do swojej pracy dorywczej. Znam osoby, które pracują nawet w kilku miejscach jednocześnie. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze czas spędzany na dojazdy i wszelkie inne sprawunki. Zdałam sobie szybko sprawę, że praktycznie wszyscy mają tu zapchany plan na średnio trzy tygodnie do przodu. Jeżeli chce się więc z kimś umówić po zajęciach, czy w jakiś weekend, zwykle trzeba to robić ze sporym wyprzedzeniem.
Większość moich znajomych stosunkowo wolno odpisywała również na moje wiadomości. Na początku doszłam do wniosku, że po prostu jak nic mnie wszyscy nienawidzą, ale szybko okazało się, że wolne odpisywanie na wiadomości, to jedna z cech rozpoznawczych sporej części Japończyków. Nawet jedna z moich obecnych nauczycielek omówiła kiedyś na zajęciach ten temat. O ile poruszona w wiadomości sprawa nie jest czymś naprawdę ważnym i naglącym, to jeżeli dany Japończyk w tym samym czasie będzie zajęty czymkolwiek innym – pracą, uczelnią, spotkaniem z innymi znajomymi, maratonem Władcy Pierścieni – to najprawdopodobniej odpisze nam dopiero jak się z daną sprawą „upora”. Ewentualnie zrobi to w momencie jakiejś krótkiej przerwy, ale nawet jeżeli natychmiast wyślemy mu wtedy swoją odpowiedź, to na kolejną wiadomość i tak możemy czekać kolejnych kilka godzin – no bo przerwa się skończyła.
Oczywiście ta zasada nie tyczy się wszystkich – poznałam tu wiele osób, które odpisują na wiadomości zdecydowanie sprawniej ode mnie. Generalnie jednak wydaje mi się, że większość osób o wiele bardziej ceni tu sobie kontakt na żywo, choćby jedynie raz na jakiś czas, niż codzienną wymianę wiadomości – przynajmniej na samym początku znajomości.
Miałam też momentami wrażenie, że czasem, na samym początku nawiązywania relacji, sprawę utrudniał w tym wszystkim dodatkowo jōge kankei (上下関係) – czyli system „góra-dół”, fundament całego japońskiego społeczeństwa. Jak pewnie wiecie, zgodnie z zasadą tego systemu, każda osoba „wyżej”, czy to wiekiem, czy pozycją, czy statusem społecznym, powinna być traktowana przez osobę „niżej” z należytym szacunkiem. Ponieważ ta relacja jest tak strasznie sformalizowana, Japończycy najbardziej lubią się zadawać z osobami, dosłownie, „na swoim poziomie”, bo wtedy mogą się poczuć swobodniej. Nie muszą się martwić ani używaniem języka grzecznościowego, ani niczym takim.
Tak się jednak złożyło, że jestem starsza od większości moich znajomych. Mój wiek odpowiada tu wiekowi osób z czwartego, czyli ostatniego roku japońskiego licencjatu – moi koledzy to również w większości studenci. Tych z czwartego roku ciężko jednak spotkać, bo albo siedzą w domu nad licencjatem, albo zajmują się jedną ze swoich prac dorywczych. A wśród studentów z pierwszego, drugiego, czy trzeciego roku, próżno szukać kogoś starszego, bo, inaczej niż u nas, w Japonii niewiele jest osób powtarzających rok, zmieniających kierunek, czy po prostu zaczynających studia później niż by mogli.
O ile dla mnie fakt, że jestem o tych kilkanaście miesięcy starsza, nie robił totalnie żadnej różnicy, to mam wrażenie, że robił ją dla wielu moich znajomych. Szczególnie dla dziewczyn. Sporo razy musiałam na początku podkreślać, że nie muszą być przy mnie takie formalne. Na szczęście z czasem wszystkim udało się wyluzować ;).
Pomimo tego, że momentami szło powoli, przez ostatnich kilka miesięcy udało mi się tu zaprzyjaźnić z naprawdę wspaniałymi ludźmi. Bardzo ciężko mi jest teraz narzekać na samotność ;). A czy Wy macie również jakichś japońskich znajomych/kolegów/przyjaciół? Czy podczas nawiązywania relacji z nimi zauważyliście którąś z, wyżej opisanych przeze mnie, „przeszkód”? A może napotkaliście jakieś inne „utrudnienia?” 😉