← Wróć do listy artykułów

Studia japonistyczne z perspektywy lat

Studia japonistyczne z perspektywy lat

Na japonistykę poszłam, jak chyba wszyscy, z pasji. Nie było dla mnie innej opcji – do tego stopnia, że tylko asekuracyjnie zdawałam jeszcze na anglistykę, ale na egzamin wstępny poszłam na żywioł, bez żadnego przygotowania (zdałam na wieczorowe). Zresztą nawet, jakbym się na nią dostała, planowałam wyjechać do UK i próbować za rok znowu zdawać na japonistykę. Miałam 19 lat, byłam świeżo po 3-tygodniowym wolontariacie na Hokkaido i miałam w głowie wyłącznie Japonię.

Zanim zacznę opowiadać, jak z perspektywy lat wygląda mój pogląd na te studia, chciałabym uprzedzić, że ukończyłam je 7 lat temu i od tego czasu na pewno zaszły zmiany, zarówno w kadrze, jak i w przedmiotach, więc moja opinia może nie być aż tak bardzo aktualna.

A więc, co dały mi studia japonistyczne?

Na pewno dobrą znajomość języka w krótkim czasie. Program 1. i 2. roku zakładał opanowanie języka do poziomu średnio zaawansowanego ze znajomością około 1500 (!) znaków. Założenia bardzo ambitne, ale i na japonistykę nie dostaje się byle kto 😉 Przy 30 chętnych na jedno miejsce, crème de la crème kujonów (ze mną włącznie;) stanowiło trzon japonistyki i faktycznie po 3. roku nauki byłam już w stanie zdać egzamin na stypendium rządu japońskiego.

Ale! Należy zaznaczyć, że dużą część sukcesu w nauce mówienia zawdzięczam sobie (słuchanie dram) i wyjazdom do Japonii, ponieważ, niestety, konwersacyjny japoński był przedmiotem cóż…w praktyce nieistniejącym. Co jest akurat dziwne, bo przedmiotów zaczynających się od słowa „konwersacje” miałam kilka. Jak choćby „konwersacje wideo” (dobrze, że nie „z wideo”) polegające na oglądaniu japońskich seriali i sprawdzaniu słówek do nich.

Wiedzę o kulturze oczywiście również otrzymałam, ale jeśli interesuje Was współczesna Japonia, czyli co najmniej po 1950 roku, to raczej nie macie czego szukać na japonistyce. Klasyka, klasyka i jeszcze raz klasyka – literatura klasyczna, starojapoński, kanbun – to są japonistyczne klimaty, które spędzają sen z powiek studentom. Nigdy nie zapomnę, jak przez 2 tygodnie razem z moim japońskim kolegą ślęczeliśmy nad tłumaczeniem jakiegoś klasycznego tekstu o obrzędach z okazji narodzin dziecka. On też nie rozumiał ni w ząb.
Czego nie dały mi studia japonistyczne?

Jakiegokolwiek przygotowania do jakiegokolwiek zawodu.

Wiem, że ludzie idą na japonistykę z pasji. Ale w którymś momencie studia się kończą i to nieznośne pytanie „co dalej?” zaczyna domagać się odpowiedzi. Rzeczywistość skrzeczy. Studia japonistyczne nie przygotowały mnie ani do zawodu tłumacza, ani nauczyciela języka japońskiego – nie było żadnych przedmiotów, które dałyby mi narzędzia do pracy w tychże zawodach, najbardziej narzucających się po tego typu studiach.

Pozostaje się dokształcać na własną rękę, a szkoda, bo przecież co za problem, żeby japonistyka nawiązała współpracę z jakąś jednostką lingwistyczną czy pedagogiczną, żeby japoniści mieli JAKIEKOLWIEK przygotowanie do tych zawodów?

Dla tych zdolniejszych opcją było albo pozostanie na uniwerku i robienie doktoratu, albo zabunkrowanie się na stypendium w Japonii (z ukrytą opcją nie wrócenia nigdy do kraju). Dla tych mniej zdolnych, cóż… Jeśli ktoś po japonistyce próbuje dostać „normalną” pracę, to czeka go zderzenie z rzeczywistością – japoński traktowany jest jako ciekawostka, a pracodawca oczekuje konkretów: przebytych staży, doświadczenia, języków innych niż angielski. A niestety, żeby utrzymać się na japonistyce, trzeba się tyle uczyć, że ani na pracę, ani na staże nie ma czasu…

Dlatego moim młodszym kolegom radzę: zrób licencjat na japonistyce, ale na magisterkę idź na bardziej „życiowe” studia, które dadzą Ci narzędzia do „zrobienia czegoś” ze swoją wiedzą japonistyczną. Pasja to świetna sprawa, dlatego szkoda by było, żeby się marnowała na garnuszku korporacji.

Skontaktuj się z nami

zapisy@wsjj.pl - zapisy/zapytania o kursy
kontakt@wsjj.pl - cała reszta :)
690 096 058 - centrala

dzwoń od poniedziałku do piątku w godz. 9-14